piątek, 27 lutego 2015

Rozdział XVI

Caroline:

     Wszystko działo się szybkim tempie. Nawet nie wiem kiedy się przebrałam i położyłam na kanapie z lampką wina w ręku. Teraz tylko brakuje mi romantycznego filmu do poprawy humoru. Nawet w głowie jestem sarkastyczna. 
     Usłyszałam jak ktoś łomocze do drzwi. Warknęłam cicho i wyniosłam kieliszek do kuchni. Dobrze, że już jestem normalnie ubrana. Przynajmniej niezapowiedziani goście ni będą zadawać zbędnych pytań. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Zobaczyłam szczerzącego się Kola, zdenerwowaną Bekhę, poważnego Elijah, wściekłego na siebie Klausa, obojętnego Finna i obok niego Sage.
- Wpuścisz nas, szwagierko? - policzyłam szybko do dziesięciu w myślach. Kol chce mnie tylko wyprowadzić z równowagi. Odetchnęłam cicho.
- Co chcecie? - zapytałam się, otwierając szerzej drzwi.
- Esther i Michael żyją - wyjaśnił szybko Finn, a ja spojrzałam się na niego zaskoczona. To niemożliwe... Przecież oni nie mogli się wskrzesić. Będąc nadal w szoku, odsunęłam się w bok, co pierwotni wzięli za zaproszenie do środka.
- Co masz na myśli Finn? Przecież ich zabiliśmy... - powiedziałam cicho, gdy rozsiedli się u mnie w salonie. Sama zajęłam miejsce w fotelu.
- No właśnie w tym problem, że nadal żyją - oznajmiła Rebekha. Wzięła głębszy oddech i zerknęła na jedyną hybrydę w pomieszczeniu. Nie zamierzam się do niego odzywać. Nie zamierzam w ogóle zwracać na niego uwagę. - Pamiętasz jak straciłaś przytomność na cmentarzu i potem miałaś ten naszyjnik dla Klausa? Gdy mu go założyłaś to powoli zaczął się robić w stosunku do ciebie niegrzeczny i wulgarny.
 - On taki jest zawsze -warknęłam, a Kol zrobiła taką minę, jakbym mu coś zrobiła. - Ale jak oni wrócili?
- I tu jest pies pogrzebany! Właśnie tego nie wiemy! - zawołała blondynka. Westchnęłam.
- Caroline! - wrzasnęła Elena, która po chwili wpadła do salonu. Była zapłakana, Stefan, który szedł za nią, smutny, a Damon zdenerwowany. Co im się stało? Od razu najgorsze scenariusze pojawiły mi się w głowie.
- Co... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Bonnie i Jess.... one miały wypadek i...i ....- łkała, a ja siedziałam jak na szpilkach. Cholera...! - Coś wy-wywlokło ich ciała.... później zostały spalone w lesie.... były zakute w kajdany, nie mogły... uciec...
     Przełknęłam ślinę. To nie może być prawda. One muszą żyć. Za dużo osób zginęło od czasu, kiedy pojawili się tu Salvatorowie. Mam już tego wszystkiego dość. 
- To niemożliwe... - powiedziałam głośno. Kol zerwał się z miejsca wraz z Elijah. Po chwili ich nie było, a my poszliśmy w ich ślady.
- Caroline - zostałam zatrzymana w przejściu. Przygryzłam wargę, bo jego ramiona mnie oplotły. Nie poddam się. A teraz nikt nie może mi pomóc.
- Puszczaj mnie! -warknęłam, wyrywając się. Puścił mnie, a ja pobiegłam w stronę miejsca wypadku. - Rebekah, chodźmy, poszukamy jakichś śladów.
- Dobra - zgodziła się ze mną i we dwie poszłyśmy w głąb lasu. Widziałam kątem oka dwa spalone kościotrupy. Przymknęłam oczy, czując zapach krwi. Wampirzej krwi.- Katherina...
- Co? - spojrzałam się przed siebie. Do drzewa było przybite poszarpane ciało wampirzycy.  Ledwo mogłam ją rozpoznać. Twarz masakrowana. Żuchwa jakby wisiała na słowo honoru, a ubrania jakby zostały uratowane przed spaleniem. Z jej ręki wyjęłam białą karteczkę. Cud, że nie ucierpiała.
- Kol, Elijah! Chodźcie tutaj! -zawołałyśmy jednocześnie, a oni po chwili do nas dołączyli. Kol podniósł ze zdziwieniem brwi. - Znalazłyśmy ją tu przed chwilą. Trzymała to w ręku.
- Co trzymała?- warknął najmłodszy brat Mikaelson, a ja mu podałam adres z NO. - Co o tym myślisz?
- Musimy tam jechać, oczywiście tylko ja, ty, Nicklaus i Finn - powiedział spokojnie Elijah i spojrzał się prosto w rozwścieczone oczy Rebekhi. - Popilnujesz Caroline i Eleny. Czekaj tutaj, może wrócą do Mystic Falls.
- Czy ja wyglądam jak jakaś niańka? - burknęła, a ja patrzyłam się za oddalającym się Kolem i Elijah. Ci to mają cierpliwość i spokój ducha. Czasami błogosławię swój wampirzy słuch, bo przynajmniej wiem, że te trupy to nie Bonnie i Jess.  

Klaus:

Ona mi nie wybaczy. Jak zwykle moja matka i ojciec musieli zadbać, abym został sam. Na zawsze sam.

5 komentarzy:

  1. to jest cudne czytałam wszystkie twoje rozdziały już się nie mogę doczekać następnego rozdziału ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. http://kolor-prawdziwego-nieba.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny blog! Jeden z najlepszych w necie <3 Zapraszam do mnie !

    http://delenaclaroline.bloog.pl/

    OdpowiedzUsuń