Wszystko gotowe. Wszystko piękne. Wszystko zapięte na ostatni
guzik. Widać, że pomagałam przy planowaniu pracy.
- No, to
będzie bal stulecia. Nawet lepszy od poprzedniego, bo nie przeszkodzi nam w nim
Esther - powiedziała Elena, patrząc się wesoło to na mnie, to na Bekeh.
Uśmiechnęłyśmy się do niej w odpowiedzi. Coś czułam, że i na tym balu się coś
wydarzy, ale niech mój instynkt się schowa. Przecież musi iść kiedyś na urlop!
- Obiecałam
wam sukienki na bal, które leżą już u was w pokojach. Tylko nie otwierajcie ich
do jutra! – zawołała wesoło Rebekah. Zaśmiałam się wraz ze sobowtórem. Pierwotna
naprawdę się czasami zachowuje jak dziecko lub młodziutka nastolatka. – Jess,
dale ciebie sukienkę ma już Elijah, także ci ją jutro zawiezie, nawet jeśli z
nim nie idziesz!
- Dzięki,
Bekah! – odkrzyknęła wesoło i ruszyła wraz z najpoważniejszym Mikaelson’ów w
stronę wyjścia z rezydencji. Po chwili wszystkie wampiry usłyszały odgłos
odjeżdżającego BMW.
- Ona z nim
idzie na ten bal? – zapytała się blondwłosa pierwotna, patrząc się na mnie z ciekawością.
- Nie wiem,
ale jeśli nie, to i tak za moją namową z nim pójdzie – odpowiedziałam,
zadowolona z siebie. Kurde, dlaczego Rebekah nam zabroniła otwierać naszych
sukienek? Zabiję ją, jeśli coś wymyśliła!
* * *
Bal. To jedno słowo cisnęło mi się na usta, odkąd tylko rano wstałam, a była to… dwunasta. Przyjęcie miało się zacząć o osiemnastej, więc zostało mi tylko sześć godzin do balu. Tylko sześć. Co ja przez ten czas zrobię? Tak bym powiedziała przed przemianą wampira, ale teraz to ja się spokojnie wyrobię. Nawet mi zostanie trochę czasu. Gdybym tylko wiedziała, gdzie Klaus położył pudło z moją sukienką lub suknią. Nie mam bladego pojęcia w jakim stylu miało być to przyjęcie. Jak mam się uczesać? Zero pomysłów.
Złapałam za telefon i szybko wybrała numer
Klas’a. Boże, czy on nie może odebrać? Jest wampirem, a nawet hybrydą! Kurde on
to jest jednak wolny. Może rzeczywiście ich wiek daje im się we znaki?
- Halo?
- Klaus? Do diabła najświętszego, gdzie położyłeś moją sukienkę? - warknęłam do telefonu, otwierając szafę. I ona świeciła pustkami.
- Mmmm…
zapomniałem ci jej przynieść – wymruczał mi do ucha. Westchnęłam i odrzuciłam
telefon na łóżko, patrząc się krytycznie na pierwotnego. Jak on śmiał? W sumie
to on zawsze śmie. Boże, dlaczego sobie nie wzięłam mniej skomplikowanego
faceta?
- I jak ja
mam przy tobie normalnie funkcjonować? – zapytałam się cicho. On chciał coś
odpowiedzieć, ale drzwi od mojego pokoju otwarły się na całą szerokość. Stanęła
w nich spokojna z pozoru Jessica.
- Hej, Klaus
– powiedziała i kiwnęła mu głową. Spojrzała się na mnie. Była czymś mocno
zniecierpliwiona. Może miała ten sam powód, co ja? – Masz numer Elijah?
- Chyba nie –
odpowiedziałam powoli i podeszłam do hybrydy z wyciągniętą ręką. Z
westchnieniem dał mi swój telefon, a ja go rzuciłam Jess, która się delikatnie
uśmiechała. – Problem z suknią?
- Tak, taki
drobny, bo jej tylko nie mam – odpowiedziała wesoło i wybrała jego numer. Wyszła
z pokoju, żeby nam nie przeszkadzać, a ja pokazałam hybrydzie, żeby siedziała
cicho. Byłam ciekawska i nie będę temu zaprzeczać.
- Witaj,
bracie. Zgubiłeś drogę do Caroline czy masz jakiś problem? – zapytał się
starszy brat Nick’a zaspanym głosem. Usłyszałam ciche westchnienie Jess i po
chwili zaczął się monolog zdenerwowanej kobiety. Tylko czy do szatyna coś
dotrze, jak jest taki zaspany?
- Z tej
strony Jessica, a nie twój brat. Wiesz, chciałabym zacząć się szykować, a nie
czekać jak ta głupia na sukienkę. Więc możesz zacząć uprawiać wampirzy jogging,
żeby mi ją przynieść, dobrze?
-
Przepraszam cię, zaraz u was będę – odpowiedział i się rozłączył. Dziewczyna
weszła do pokoju i spojrzała się na nas z uśmiechem.
- No, już
wszystko załatwione. Dziękuję za użyczenie telefonu – odpowiedziała i odrzuciła
go Klaus’owi, który uśmiechał się tajemniczo.
-
Przynajmniej teraz go nie doprowadziłaś do białej gorączki – powiedział z
zadowoleniem. Spojrzałam się na niego, bo totalnie nie rozumiałam, o co chodzi.
Jak można Elijah doprowadzić do białej gorączki? Przecież to graniczy z cudem!
- No, wściekły Elijah to bardzo rzadki widok. Ja pierwszy raz go widziałem, gdy był aż w takim stanie. Na twojej kuzynce to nie zrobiło najmniejszego wrażenia, bo ciągle dolewała oliwy do ognia. Później się zaczęła z niego nabijać i…
- No, wściekły Elijah to bardzo rzadki widok. Ja pierwszy raz go widziałem, gdy był aż w takim stanie. Na twojej kuzynce to nie zrobiło najmniejszego wrażenia, bo ciągle dolewała oliwy do ognia. Później się zaczęła z niego nabijać i…
- On chciał
mnie ugryźć – powiedziała teatralnym szeptem Jessica, wskazując na brata
hybrydy. Biedny Elijah stał z pokerową twarzą, choć jego oczy były skierowane
na mnie i się pytały mnie, czy mu wybaczę. Uśmiechnęłam się wesoło, bo
wiedziałam, że wyciągnę z mojej kuzynki wszystko, co będę chciała. A może i
nawet jeszcze więcej…
- My tu
gadu-gadu, a trzeba się jeszcze naszykować. Bądźcie po nas o… -powiedziałam,
ale przerwała mi Jess.
- My już się
wcześniej umówiliśmy, Care.
- Ach, no to
dobrze Przyjedź po mnie o siedemnastej trzydzieści –uśmiechnęłam się delikatnie
do hybrydy i wskazałam mu dłonią drzwi. Dobiegł do mnie śmiech mojej kuzynki,
ale zbytnio się nim nie przejęłam No bo po co?
***
I jesteśmy już na miejscu. Klaus podał mi
rękę i razem zaczęliśmy zmierzać w stronę wielkiej rezydencji, w której miał
odbyć się bal. Nie mogłam się już doczekać, zwłaszcza, że miałam na sobie taką
piękną suknię! Tym razem Nick przebił wszystko.
- Gotowa? –
zapytał się mnie przed wejściem do środka. Kiwnęłam delikatnie głową i
zobaczyłam duuuużo ludzi. I w tym momencie dziękowałam niebiosom, że mam
wampirzy wzrok, bo inaczej nie zauważyłabym naszych przyjaciół. Dla Nick’a już
nie były to chyba obojętne wampiry. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Idziemy do
nich? – skinęłam głową w stronę Eleny i reszty. Klaus nic nie odpowiadając
ruszył wraz ze mną w tamtą stronę. Zobaczyłam moje przyjaciółki i zamarłam.
Wyglądały cudnie. Elena, Jess, Rebekah… Wow. A mężczyźni? Stefan, Damon, Elijah
i Klaus idealnie wpasowali się w epokę. Brakowało tylko Bonnie i Kol’a, ale oni
na bank przyjdą, bo wiedźma nigdy nie przepuści takiej okazji. Przynajmniej mam
taką nadzieję.
- Wyglądacie
cudownie! – powiedziała Bekah i się do mnie przytuliła w miarę możliwości. Te
sukienki z epoki wiktoriańskiej fajnie wyglądały, ale nie były zbytnio wygodne.
– Nie wiesz, kiedy przyjdzie para
wieczoru?
- Nie mam
bladego pojęcia, ale mam nadzieję, że szybko.
- Bardzo, bo
już tu idą –odezwała się Jessica, wskazując brodą zbliżającą się wiedźmę z
wampirem. Jednak zatrzymali się na chwilę przy gościu od muzyki. Co oni od
niego chcieli?
- Panie i
panowie, a oto gospodarze zatańczą przed wami poloneza! – wykrzyknął mężczyzna
do mikrofonu. Wzięłam głębszy wdech, bo poczułam, jak Klaus bierze mnie pod
rękę i idziemy na wolny już środek sali. Czułam, że ten bal się uda. Tak
myślałam, dopóki nie zeszłam z parkietu z moim ukochanym. Widziałam, jak Bonnie
pyta się jeszcze o coś Kol’a i wychodzą, więc uznałam, że my też możemy.
- Muszę ci
coś powiedzieć – powiedziałam idąc z nim korytarzem, który prowadził do wyjścia
do ogrodu. Zatrzymał się i spojrzał się na mnie badawczo. Wyciągnęła męski
łańcuszek z torebki i założyłam go na jego szyję. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
- A to z
jakiej okazji? – zapytał się.
- Bez okazji
– powiedziałam i próbowałam go pocałować, jednak on się odsunął dwa kroki w
tył. Spojrzałam się na niego zdziwiona i usłyszałam stukot obcasów. W naszą
stronę szła jakaś brunetka w czarnej mini.
-
Przepraszam, ale chciałabym się zapytać, czy jest taka możliwość, aby wyjść na
jakiś romantyczny spacer po okolicy? – zapytała się, a ja miałam ochotę
prychnąć. Klaus uśmiechnął się do niej uwodzicielsko, a moja szczęka opadła.
Jak…
-
Oczywiście, kochanie. Nawet mogę ci pokazać coś więcej, ale zaczekaj chwilę.
Muszę załatwić pewną sprawę – powiedział. Ona pokiwała głową i odeszła w stronę
sali. Odprowadził ją wzrokiem, a ja nie wiedziałam, co o tym sądzić. – Krótko mówiąc, znudziłaś mi się. Jesteś taka…
uniwersalna. Jedynie musiałem się trochę dłużej pomęczyć, abyś poszła ze mną do
łóżka. Nie oszukuj się. Jesteś taką samą dziwką jak inne.
- Że co proszę?!
– warknęłam i chciałam dać mu z liścia za to, co powiedział. Jednak złapał moją
rękę i, najzwyczajniej w świecie, popchnął mnie na ścianę.
- Nigdy nie
próbuj mnie uderzyć, suko – warknął i spoliczkował mnie tak, że się
przewróciłam na bok. Usłyszałam jego oddalający się śmiech. Wstałam i ze łzami
w oczach, pobiegłam w stronę wyjścia, przy którym spotkałam Rebekh, która mnie zatrzymała.
- Care,
słyszałam, co ci powiedział. To nie było on…
- To był on.
Nie chcę go więcej widzieć na oczy! – syknęłam i pomknęłam w wampirzym tempie
do mojego domu. Zsunęłam się po drzwiach i wtedy zaczęłam płakać.
Mam nadzieję, że mnie nie zabijecie za ten rozdział. W końcu dobrnęłam do momentu, kiedy będę mogła wrzucać rozdziały na Kennett :D
fajnie się zapowiada :) czekam na next :)
OdpowiedzUsuńTo nie mógł być Klaus!!! Znaczy on ogólnie rzecz biorąc to jest s*kinsynem, ale nie dla Caroline. Dlaczego mam wrażenie, że maczali w tym palce Esther i Micheal...?
OdpowiedzUsuńSonrisa
Oo
OdpowiedzUsuń