wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział XII

No więc tak,  ten rozdział dedykuję: Klaroline Love i ArtisticSmile. Dla tej pierwszej, bo odpowiedziała na wszystko w konkursie, jako jedyna, a dla ArtisticSmile w ramach przeprosin. Na prawdę mi przykro, że nie komentowałam, ale jakoś tak wyszło. W najbliższym czasie to nadrobię :D Nadal zapraszam na bloga z poezją i fragmentem mojej książki. TUTAJ!  Dobra nie przedłużam i zapraszam do czytania!!!



Caroline:


     Przeciągnęłam się i usiadłam na łóżku. Co dziwne byłam w nim sama, bo Klaus gdzieś wyparował. Rozejrzałam się i spostrzegłam małą karteczkę na moim biurku. Podeszłam do niej i szybko przeczytałam wiadomość, którą zostawiła mi hybryda.


Ukochana, mam nadzieję, że Cię
nie uraziłem tak wczesnym wyjściem,
ale musiałem załatwić kilka spraw.
W środę będę po Ciebie o 16:30. Suknię
przyniesie Ci Rebekah lub ja, ale to jeszcze
nie zostało ustalone. Do zobaczenia

                                          Klaus


     Na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. Jeśli dobrze pamiętam, to Nick mówił mi, że każdy ich bal jest tematyczny. A ten miał być związany z Anglią… Hmm… Zobaczy się, co będzie, choć nienawidzę niespodzianek.  
     Złapałam krótką do połowy uda  niebieską, zwiewną sukienkę, która była puszczona luźno spod biustu. Do kompletu wzięłam białe szpilki z błękitnymi akcentami. Zrobiłam delikatny makijaż i spojrzałam się na zegarek. Była 16, więc jeszcze nie tak źle. Jednak coś mnie męczyło, ale za diabła nie mogłam sobie przypomnieć, co.
- Caroline! Jesteś w domu?
- Tak, mamo – odkrzyknęłam  i zeszłam na dół. Stała tam moja rodzicielka. Spojrzała się na mnie pytająco.
- Gdzie jest Jessica?
- Eeee…. – to mnie, do cholery, przed chwilą martwiło! Klaus coś o tym mówił… - Ona jest z… Elijah! Zabrał ją gdzieś na wycieczkę, ale nie wiem, gdzie.
- Ach, przynajmniej jeden porządny się znalazł. Kurcze, dlaczego go jeszcze sobie nie zaklepałaś? Najbardziej odpowiedzialny mężczyzna w całym MF. No i brzydki też nie jest…
- Mamo! To brat Klaus’a i do tego pierwotny! – powiedziałam prawie szeptem, zbyt zszokowana, by rzec to głośniej.
- Och tam… Sama prowadzasz się z Klaus’em, więc co marudzisz na niego. Może Jess go usidli – odpowiedziała mi z uśmiechem łobuza. Kurde, ona wie wszystko. Naprawdę, wszystko. To jest gorsze niż przerażające... 
- Ech, mamo ja idę do Grill'a, więc lecę, zobaczymy się wieczorem, oki?
- Ach, leć... - machnęła, a ja z uśmiechem poszłam w stronę naszego baru. Jednak po drodze coś mnie natchnęło i poszłam w stronę cmentarza, by zobaczyć grup ojca. Dawno tutaj nie byłam. 
     Weszłam przez bramę i zauważyłam delikatną mgiełkę, która oplatała moje kostki. Ech, te cmentarne uroki. Na zewnątrz jest nie wiadomo jak gorąco, ale tutaj temperatura i tak spada do 10 stopni. 
     Przeszłam przez kilka alejek, czując się, jakby ktoś mnie obserwował. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Brrr... Okropne uczucie. W końcu doszłam do tego charakterystycznego grobu. Tu leży gej, czyli mój ojciec.  
- Tato, przepraszam Ci za wszystko, co źle zrobiłam. Mam nadzieję, że wszystko jest u ciebie dobrze, bo mi zaczęło się w końcu układać. Mam kochającego chłopaka, poznałam swoją kuzynkę... -chciałam coś jeszcze dopowiedzieć, ale moja wypowiedź została przerwana przez śmiech, który już kiedyś słyszałam...
- Kochającego chłopaka? Mój syn tylko takiego udaje, jeszcze zobaczysz jak cię skrzywdzi. Jesteście siebie warci. Dwa potwory, które się spotkały i udają ludzką miłość. Jakież to żałosne...  - odwróciłam się w stronę blondynki. Stała i się na mnie patrzyła wyzywającym wzrokiem.  Chciałam się na nią rzucić, ale nie było mi to dane, bo Michael złapał mnie za ramiona. 
- Co ode mnie chcecie?! Nic wam nie zrobiłam!
- Kochanie, jesteś potworem, a to już wystarczający powód, żeby cię zabić - usłyszałam szept Łowcy w moim uchu. Spróbowałam się wyrwać, ale nie było mi to dane. Kątem oka zauważyłam jak Esther się do mnie zbliża. Pomachała mi męskim łańcuszkiem przed oczami. Takim jak zazwyczaj noszą mężczyźni. Włożyła mi go do torebki i po tym dotknęła palcami wskazującymi moich skroni. 
Et audire non clamare. Eruere non accipiat. Ecce ... (1) - powiedziała, a ja poczułam, że nie mam władzy nad swoim ciałem. Czułam, że muszę jej wysłuchać i nie przeszkadzać. To było podobne uczucie do tego, jak wampir hipnotyzuje cię. Nie robisz i nawet nie chcesz mu przeszkadzać. - Dasz to Klaus'owi na balu, mówiąc mu jak bardzo go kochasz. Zapomnisz o całej tej sytuacji i nie zapamiętasz naszego miłego spotkania. Somno... (2)
     W ten oto sposób nagle mnie ogarnęła ciemność.  Czułam się tak, jakbym znajdowała się pod wodą i się topiła. Nic nie było mnie w stanie uratować. Jednak po chwili zobaczyłam linę, którą od razu chwyciłam. Otworzyłam oczy i zobaczyłam pochylającą się nade mną Rebekhę. 
- Tobie się tak bardzo do grobu śpieszy? - zaśmiała się, a ja rozejrzałam się nieprzytomnie. Leżałam na grobie mojego ojca, a obok na ławeczce siedziała blondynka. Uśmiechała się do mnie przyjaźnie i z czystym rozbawieniem. Odpowiedziałam jej tym samym. 
- Chyba straciłam przytomność. Długo nie piłam krwi, więc może dlatego. 
- To chodź do mnie. Miałam dość tego, że moi bracia sprowadzają sobie panienki, więc się wyprowadziłam - zaczęła swój monolog, gdy ja się podniosłam i zaczęłyśmy iść w stronę tego bogatszego MF. Kurde, dlaczego mam czarną dziurę od momentu jak doszłam na grup mojego ojca? Czyżbym tak wcześnie straciła przytomność? 







(1) Et audire non clamare. Eruere non accipiat. Ecce ...  - Słuchaj i nie krzycz. Zrozum                                                                                                                 mnie i nie wyrywaj się. Słuchaj... 
(2) Somno... - Śpij...

Mam nadzieję, że Wam się podobało. Napisałam (chyba) trochę dłuższy niż ostatnio. Mam nadzieję, że dostanę kilka komentarzy :D

2 komentarze:

  1. WHAT. Co się właśnie stało? xD WOW. Mama Care, nie spodziewałam się tego po niej hahah. JOP, Elijah najgorętsza partia w mieście hahah. Nie wierzę, chociaż wiem że to prawda (myhyhyh). Wiem, to bezsensu, ale co tam xD
    Kurczę, nie rozumiem rodziców Mikaelsonów. Caroline poszła sobie spokojnie na cmentarz a oni jej przerywają i jeszcze karzą jej robić takie... rzeczy. Jeszcze nie wiem, o co im chodzi, ale pewnie to nic dobrego. Niedaleko spada jabłko od jabłoni. W sumie... ciekawe po kim Elijah przejął charakter? xD PS. Tak czy inaczej niech się wypchają. Wara od moich kochanych dzieci Mikaelson. Są zbyt cudowni, żeby ich zabić. SERIO. :D
    EJ. Te rozdziały są coraz krótsze! :( Nie przepraszaj, że nie komentujesz, tylko pisz rozdziały. xD OKI. Cudowny rozdział, zaczyna się coś dziać. :D I jeszcze łacina! *o* KOCHAM JĄ, chociaż nie mam pojęcia czemu. xD Czekam na ciąg dalszy. <3
    Pozdrawiam, życzę weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka, wiateru i udanych wakacji. <3

    we-have-immortality-tvd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne, że kilka dostaniesz! Jakby mogło być inaczej? Boże, dlaczego ci rodzice muszą być tacy wredni? Każą robić bardzo złe rzeczy Caroline i to jeszcze Klaus'owi! Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem jak można być tak podłym, durnym, głupim i kompletnie walniętym, by niszczyć miłość dwojga osób. Nie ważne, pozdrawiam życze weny i jak najszybciej napisz mi kolejny rozdział, także na blogu o Kolu i Bonnie, bo bardzo mnie wciągnęło. Miłego popołudnia
    Julia :*

    OdpowiedzUsuń