sobota, 8 listopada 2014

Rozdział XIV

Caroline:


     Szłyśmy na mocnym kacu w stronę domu Bonnie. Miałyśmy nadzieję, że nikomu tam w niczym nie przeszkodzimy, ale jeśli nawet tak by się stało, to co z tego? Zabierzemy im tylko chwilę czasu, a potem będą mogli się sobą nacieszyć podwójnie. Uśmiechnęłam się chytrze i popatrzyłam na moje przyjaciółki. Tamte śmiały się w głos z jakiegoś nieznanego mi powodu, ale robiły takie miny, że ja także musiałam się zaśmiać, bo inaczej pękłabym.
- Z czego się tak śmiejecie? - udało mi się zapytać, kiedy tylko złapałam oddech i się lekko ogarnęłam.
- Wyobrażałyśmy sobie miny mojego brata i Bonnie, gdy do nich zapukamy - zawyła ze śmiech Rebekah, a ja się do niej przyłączyłam, gdy tylko moja wyobraźnie zaczęła działać.
      Śmiałyśmy się jeszcze chwilę pod drzwiami od domu Bonnie, dopóki się nie opanowałyśmy. Czułam jeszcze skutki wczorajszego alkoholu, ale cóż mam poradzić?
     Weszłyśmy do środka i od razu w oczy rzuciły nam się plamy krwi na podłodze i ścianach. Elena krzyknęła, kiedy tylko weszłyśmy do kuchni. Na ścianie był napis: "I'm here, witch... Freddy" Wszędzie była krew i porozrzucane noże. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, w końcu Bonnie jest tu z Kol'em, więc wszystko było możliwe. Jednak nie wiem, co musiała mu zrobić, żeby doprowadzić go do takiego stanu, aby zrobił coś takiego. Ale ona była do tego zdolna.
       Nagle poczułyśmy lekki wiaterek, który zwiastował przyjście wampira z niesioną przez niego wiedźmą. W sumie, czemu nie. Rebekah popatrzyła się na nich jak na przybyszów z kosmosu.
- Co tu się stało? - zapytała się cicho Elena, a w jej oczach było widać resztki przerażenia. Współczułam jej, bo wiedziałam, że należy do ludzi, którzy są lekko strachliwi. A Bonnie w odpowiedzi wskazała ręką stojącego za nią pierwotnego. Ten zaczął się śmiać.
- Podoba się wam moja zemsta na wiedźmie? Mnie bardzo - posłał nam szeroki uśmiech, a ja zmarszczyłam brwi. Coś mi tu mocno śmierdziało. Bonnie tak szybko się nie da wystraszyć. Coś musiało jej w tym pomóc. Chyba. Ogólnie teraz coś wisi w powietrzu...
- Lepiej pochwal się za co miałeś okazję do zemsty - powiedziała z chytry uśmiechem Bon. Mężczyzna spojrzał się na nią zdziwiony, nie za bardzo rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Ja nie muszę się chwalić, może ty to powiesz? W końcu wiesz lepiej jak do tego doszło.
- Ja? Okej, ale niej do mnie później żadnych pretensji - powiedziała, na co ten spojrzał się na nią skonfundowany. Znając ją tyle czasu, wiem, że coś wykombinowała. Nie będę jej przerywać, bo chętnie tego posłucham. Ale wolę się zapytać, bo może jeszcze nie powie...
- Co zrobiłaś, Bon?
- Wiesz, wczoraj się dowiedziałam jednej rzeczy o nim. Takiej, o której nikt oprócz niego nie wie. Otóż, tak naprawdę mi przykro, Kol - powiedziała, a ja uniosłam brwi podobnie jak wszyscy oprócz mulatki. Pierwotny nie wyglądał na takiego jakby wiedział, o co chodzi. Daje to do myślenia... - On... on tylko udaje tak dobrego w łóżku, bo tak naprawdę jest wielką ciamajdą.
- Co? -warknął cicho w odpowiedzi. Ona chyba uwielbia go denerwować. Jednak on zrobił po chwili coś, co zaskoczyło wszystkich i przeraziło Bonnie. Podszedł do niej i z wielką delikatnością ją objął. Coś czuła, że później będzie musiała słuchać wyrzutów od faceta z urażoną dumą. Później się do nas odezwał z wyraźnie udawanym spokojem. - Przepraszamy, ale teraz musimy tu trochę posprzątać i sprawdzić czy wszystko jest gotowe do balu, a ty siostro go chyba organizujesz? Wszystko jest naszykowane? Sala, jedzenie, suknie, obsługa...
- Skończ i zajmij się swoją wiedźmą, bo mi pomaga Care i Elena, także się nie martw - powiedziała, a ja poczułam, że będzie super bal.No w końcu ja i Rebekah jako organizatorki... Później pierwotna zwróciła się do  Bonnie. - Wzięłabym cię, ale musisz się wyspać, aby nie wyglądać jak jakiś trup jutro na balu, zrozumiano? Nie mam pojęcia, jak ty z nim wytrzymujesz, ale gratuluję.
      Gdy tylko skończyła przemawiać, coraz bardziej wkurzając Kol'a swoją obecnością, ulotniłyśmy się, aby przyszłe małżeństwo mogło się w spokoju pokłócić. Tak ładnie razem wyglądają... Że aż nie ma takich słów, aby to opisać. Przynajmniej ja tak myślę.
 - No to teraz, gdzie idziemy? - zapytałą się Elana, która już powoli sie uspakajała po wizycie w domu wiedźmy.
- No jak to gdzie? Do Nick'a, żeby można wszystko dokończyć! A macie już suknie? - zapytała się wesoło Rebekah, która prawie tańczyła na ulicy. Że ten bal mógł dać jej tyle radości, to nadal nie mogłam uwierzyć. W sumie, gdybym tyle lat była wampirem, też bym szukała jakiejś rozrywki.
- Ja jeszcze nie mam, tak samo Care - odpowiedziała Elena, która uśmiechała się lekko pod nosem. Miała rację, bo nawet ja nie wiedziałam, co założyć na siebie jutro. Taki mam trudny wybór, jeszcze Klaus musi do mnie pasować!
- Ty Caroline nie masz sukienki? Boże, co się z wami wszystkimi dzieje? - zapytała się Bekah, jakby wołając o pomstę do nieba. Jeju, jaka ona nerwowa!



Klaus


 

     Już od godziny patrzę jak moja ukochana uwija się w szykowaniu tego całego balu. Jednak Kol umie czasami pomyśleć. A już myślałem, że nigdy nie doczekam takiego momentu.
- Ruszyłbyś się i byś nam pomógł, a nie patrzył na Caroline! - warknęła moja ukochana siostrzyczka. Boże, jaką ja mam ochotę, aby ją czasami uciszyć. Tak, przynajmniej na o jakiś miesiąc beż żadnego jazgotu. O tak...
 beż żadnego jazgotu. O tak...
- Już idę - powiedziałem i zauważyłem jak do pomieszczenia wchodzi do Jessica, objęta przez Elijah. Coś mnie ominęło od wczoraj? Bo jak ich ostatnio widziałem, to mój starszy brat chciał wydrapać jej oczy, a teraz znowu patrzy na nią jak na piękny obrazek.
 - Elijah, Jess chodźcie nam tu pomóc - krzyknęła Elena, której dobry humor wrócił. Nie wiem, co się stało, ale jak tu przyszła to była biała jak ściana.
- Już idziemy- odkrzyknęła różowo-włosa. Uśmiechnęła się do mnie i poszła do dziewczyn. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do mojego brata.
- O co w tym wszystkim chodzi? Wczoraj chciałeś ją zabić, a dzisiaj zachowujesz się jak młody szczeniak - powiedziałem z chytrym uśmiechem.  On tylko westchnął i dopiero po dłuższym zastanowieniu mi odpowiedział.
- Tak wygląda miłość, Nicklaus. Nie wiedziałeś o tym? Ty się tak samo zachowujesz od dwóch lat w stosunku do Caroline - powiedział, a ja się jeszcze bardziej wyszczerzyłem. Jednak po chwili sobie przypomniałem, że muszę mu coś powiedzieć. W sprawie naszych rodzinnych trupów.
- Możemy się przejść? - zapytałem się, mają nadzieję, że się szybko zgodzi. Spojrzał się na mnie oceniająco i kiwnął głową. Wyszliśmy na dwór, gdzie najprawdopodobniej nie usłyszy nas Caroline i Elena.
- Nasza matka i ojciec coś kombinują...
- Oni nie żyją, Nicklaus - odpowiedział z powagą Elijah. Widziałem w jego oczach wahanie.
- Marcel ich widział w Nowym Orleanie, mam złe przeczucia - powiedziałem, a brat tylko skinął mi głową. Po chwili dołączyła do nas Rebekah, której mina wyrażała pełen szok.
- To niemożliwe...

No i w końcu jest ten rozdział :D Mam nadzieję, że się Wam podoba. Przepraszam za tak długą przerwę, postaram się już czegoś takiego nie robić :)

1 komentarz:

  1. Nie ważne przerwy, tylko rozdziały :D Uwielbiam tą sytuację z Kol'em i Bonnie, chyba najlepsze ze wszystkich. Właśnie! Caroline bez sukni?! Co za skandal :D Hah, ale nie mogę się doczekać tego balu. W ogóle nie mogę doczekać się następnego!
    Weny
    Julia <3

    OdpowiedzUsuń